Mniejszy kawałek większego ciasta

iIO8g0lpORHSSLVQt06VJwCzyli dlaczego prezesowie największych organizacji charytatywnych powinni zarabiać bajońskie sumy.

Od czasu do czasu w mediach przebija się sprawa tego ile zarabiają organizacje charytatywne. A raczej to, ile zarabiają ich prezesowie, bo przecież organizacje są non-profit. W Polsce zwykle dzieje się to przy okazji finału WOŚP, albo jakiejś innej medialnej afery.

Ale nie tylko w Polsce mamy z tym problem. W USA ostatnio zaglądali do portfela szefowi tamtejszego UNICEF-u. Podobno zarabia 1.000.000 dolarów rocznie, a na co dzień jeździ Rolce Roycem. Niestety, po zweryfikowaniu źródeł okazało się, że zarabia mniej niż połowę tej sumy, a do pracy jeździ Priusem. Właściwie to najbardziej wszystkich zaskoczyło, że szef UNICEF-u ma na imię Caryl i jest kobietą.

Pół miliona dolarów pensji to też jest niemało jak na organizację charytatywną. Polsce zarobki prezesów organizacji z pewnością nie są takie duże. Pomijam fakt, że prezesowie dwóch największych i najbardziej rozpoznawanych – Jurek Owsiak i Anna Dymna nie wypłacają sobie nic.

Frajerzą. Nie wiem czemu tego nie robią… Aaa już wiem. Żyjemy w kraju nieudaczników, co jak sami nie mają to drugiemu do portfela patrzą. I jak tam za dużo zobaczą, to od razu jest flejm. No bo jak to możliwe, że ktoś zarabia na niesieniu pomocy innym? Powinien się najeść szczęściem innych!

To, że z pomagania innym można uczynić biznes i zrobić to właściwie, udowadnia firma Vestergaard Frandsen ze Szwajcarii. Stworzyli oni dwa produkty niezwykle przydatne w krajach trzeciego świata – kieszonkowy uzdatniacz to wody i specjalną moskitierę odstraszającą komary. Oba produkty zaprojektowano z założeniem, że muszą być wydajne, tanie i możliwe do masowej produkcji. Firma nie rozdaje ich za darmo, tylko sprzedaje z zyskiem.

Nie rozumiem czemu prezesi fundacji, nie mieliby zarabiać dużych pieniędzy na zarządzaniu nimi. W największych organizacjach, fundusze porównywalne są do funduszy jakimi operują duże przedsiębiorstwa, a liczba pracowników i odpowiedzialność, są bardzo często większe. Dlaczego, więc nie wynagradzać tych ludzi za ich wysiłek? Szczególnie jeśli organizacja faktycznie osiąga swoje cele i jest dobrze kierowana?

Czy stało by się coś złego, jeżeli dobra pensja przyciągnęłaby kilku dobrych menedżerów i ekspertów. Tych, którzy pracują teraz dla korporacji, które płacą im dobre pieniądze za ich umiejętności. Chyba nie. Może wtedy mielibyśmy szansę na to, że fundusze będą właściwe dysponowane, a pozyskiwane środki coraz większe.

Może warto odkroić większy kawałek ciasta kierownictwu, jeśli w zamian otrzymamy o wiele większe ciasto do dyspozycji?

Bądź na bieżąco – polub Volfiego na facebooku!

Volfee poleca: Nie daj się okraść w podróży!

4 thoughts on “Mniejszy kawałek większego ciasta

  1. Naprawdę Owsiak nie pobiera pensji za prezesowanie fundacji? Nie wiedziałam. Akurat on zasługuje na porządną pensję o wiele bardziej, niż ministrowie zdrowia od 1989 r., niewykluczone, że razem wzięci i uzupełnieni przez kierownictwo NFZ.

  2. w Polsce popularne jest hasło „kominy płacowe” i każdy Ci wyjaśni, że przecież tak być nie może, że prezes korporacji zarabia kilkanaście czy kilkadzesiąt razy więcej niż pracownik. Na tej samej zasadzie dbamy o to by politycy nie dostawali wysokiego, oficjalnego wynagrodzenia – albo więc muszą mataczyć, kłamać i kraść, albo do polityki nie zabierają się fachowcy, którzy większe pieniądze mogą znaleźć na rynku. I co tu się dziwić Orkiestrze?

Dodaj komentarz