Daleka podróż to idealny czas na zmianę perspektywy. Na każdym kroku poznajemy nowych ludzi i od praktycznie każdego z nich możemy się czegoś nowego dowiedzieć. Czasem jednak trafiamy na coś co zostaje w naszej głowie na dłużej. A czasem odmienia nawet życie.
To będzie bardzo subiektywna lista. Lista rzeczy, których ja nauczyłem się od Amerykanów, ale to nie jest tak, że ma ona w jakiś sposób scharakteryzować społeczeństwo amerykańskie. Do tego jest jej całkiem daleko. Ot kilka luźnych przemyśleń, niektórych nawet zaskakująco mądrych, jak na tego bloga.
Miłego czytania.
1. Nie bój się wygrywać
Zanim nie poznałem kilku Amerykanów, zupełnie nie potrafiłem docenić potęgi rywalizacji. Zawsze wydawało mi się, że każda rywalizacja kończy się źle. Za każdym razem ktoś przegrywa i robi się mu smutno. A zwycięzca, mimo tego, że jest zwycięzcą, nie powinien też być przesadnie szczęśliwy – żeby nie dobijać tego przegranego. Tak przynajmniej, mówił mi każdy dorosły w czasach dzieciństwa.
Dopiero ten popieprzony na punkcie dowodzenia-swojej-wyższości naród, pokazał mi o co w tym wszystkim, tak naprawdę chodzi. W samej rywalizacji nie ma niczego złego. Nie ma też przegranych, jeżeli obie strony wkładają w nią całe serce. Dwójka przyjaciół potrafi zawzięcie rywalizować w dowolnej grze i być najgorszym wrogiem, by potem uścisnąć sobie ręce i powiedzieć zwycięzcy: „Good job, I’ll kick your ass next time!”.
2. Uśmiech mimo wszystko
Słyszeliście pewnie o tym, że Amerykanie są trochę fałszywi, prawda? Bardzo często słyszy się to od Europejczyków, którzy odwiedzili USA. Wynika to chyba z tego, że Amerykanie niezależnie od sytuacji, są praktycznie cały czas uśmiechnięci. Nawet gdy wcale nie cieszą się na twój widok.
Ale prawda jest taka, że oni, kurcze, są po prostu nauczeni tego, że nawet krytykować powinno się z uśmiechem na ustach. I powiem wam, że chyba nie ma w tym nic złego. Bo kiedy widzisz codziennie uśmiechniętych ludzi (nawet nie do końca szczerze), a nie samych wzdychających smutasów, to nawet jakoś bardziej chce się przeć do przodu. Przy okazji zaczyna to wchodzić w krew.
Poza tym, wiele razy już wspominałem, że uśmiech, prosty komplement i trochę odwagi, są w stanie otworzyć wiele drzwi, które do tej pory były zamknięte.
3. Nić dentystyczna i płyn do płukania ust to całkiem zajebiste wynalazki
Tego akurat nauczy się każdy, kogo w czasie pobytu w USA przypadkiem rozboli ząb. Wizyta u dentysty, może tam kosztować tyle co nasz cały wyjazd. To właśnie dlatego, oba te wynalazki są takie popularne w USA i chyba też dlatego wszyscy Amerykanie mają takie jasne zęby.
Wbrew pozorom używanie nici dentystycznej i płynu do płukania ust, nie jest wcale takim fancy-wymysłem, a świeżość w ustach zdecydowanie przebija zwykłe szczotkowanie zębów.
4. Pod żadnym pozorem nie kupuj własnego jachtu
Właściwie to tę wskazówkę usłyszałem od pewnego całkiem przypadkowego mieszkańca Los Angeles. Spotkałem go w autobusie, w dosyć biednej dzielnicy i wcale nie jestem przekonany, czy mógł sobie kiedyś pozwolić na posiadanie własnego jachtu. Nie mniej jednak, takiej rady nie można było, tak zwyczajnie zapomnieć.
Jako uzasadnienie dodał, że kiedy zawijasz już wieczorem do portu, to wszyscy idą do miasta się bawić. Ty natomiast, jako kapitan zostajesz sam ze statkiem, który trzeba jako tako oporządzić, by nie się nie niszczył i nie rdzewiał. O wiele lepiej jest wypożyczyć jacht, bo taki, najzwyczajniej w świecie zostawiasz w porcie i masz dupie do następnego poranka.
Także już wiecie…
5. Zawsze szukaj podobieństw z rozmówcą
Kiedy powiesz Amerykaninowi skąd przyleciałeś, zaraz usłyszysz, że „ooo… mój dziadek/ kolega/szef/szwagier/listonosz też jest Polakiem”. Kiedy powiesz czym się zajmujesz, to usłyszysz, że jego matka/koleżanka/szefowa/szwagrowa/listonoszka, robiła dokładnie to samo („- Jestem prezydentem”; – Ooo… mój… … prezydent też był prezydentem!”).
Amerykanie zawsze na początku rozmowy szukają podobieństw i chyba jest to najlepszy conversation starter jaki można było wymyślić. Na samym wstępie rozmowy nawiązujesz więź z rozmówcą. Przy okazji wychodzi na jaw, że 90% populacji świata to Polacy.
6. Bądź gotowy na zmiany
Amerykanie są niesamowicie mobilni. Jeżeli stracą pracę w Nowym Yorku i znajdą ofertę w San Francisco, to nie będą mieli większego problemu, by zapakować dorobek swojego życia w samochód i zawieźć go na drugi koniec kraju.
Niby my Polacy też jesteśmy w tym całkiem nieźli. Pół kraju wyjechało do Anglii. Ale w przypadku dystansu z Nowego Yorku do San Francisco, to tak jakbyś przeniósł się z Warszawy do Uzbekistanu. Całkiem daleko.
A w Ameryce, co druga spotkana osoba ma taką historię.
7. Rozmawiaj z innymi o swoich problemach
Od Amerykanów nauczyłem się też, że nie ma niczego złego w mówieniu o swoich problemach. Zawsze byłem zdania, że raczej należy je zachowywać dla siebie, by nie potrzebnie nie obarczać innych swoimi problemami.
Natomiast Amerykanie, których poznałem, mówili o nich całkiem swobodnie i bez zażenowania. Co ciekawe, o wiele starsi i o wiele bardziej doświadczeni ode mnie, często pytali mnie o radę czy opinię. To naprawdę fajne, bo z jednej strony ja cieszyłem się, że mogę pomóc, a z drugiej oni wzbogacali swój światopogląd, o zupełnie nową perspektywę. Rozwiązanie problemu, często może być o wiele prostsze niż nam się wydaje. Wystarczy tylko porozmawiać z kimś, kto z tym problemem się już zmierzył.
W podróżach, poza wolnością, najbardziej kocham chyba to, że każdy nowo poznany człowiek i każda nowa sytuacja, jest okazją do nauki. Na świecie jest tyle niezwykłych ludzi, bardzo często zupełnie niepozornych, którzy swoją mądrość odnaleźli nie tylko na uniwersytetach i w książkach, ale poprzez zwyczajne doświadczenia.
Myślę, że na blogu będę częściej pisać o tym, czego udało mi się nauczyć w czasie podróży. To całkiem wdzięczny temat.
Btw. Wiecie, że to już 100 wpis na blogu? 😉
Bądź na bieżąco – polub Volfiego na facebooku!
Volfee poleca: Drinking Games, czyli piwna olimpiada dla każdego.
Ten punkt o uśmiechu mogłabym w pełni przenieść na swój angielski grunt. Tutaj w pracy jak coś zawalisz, to twój szef nie rąbie cię z góry na dół jak ostatniego łosia, tylko skromnie mówi „I’m not very happy with that” i już wiesz, że sknociłeś sprawę 🙂
Co oznacza mniej wiecej ‚spieprzyles’ tylko, ze oni ci tego wprost nie powiedza. Ale to znaczy to samo. Oczywiscie plus dla ciebie, ze nie dostaniesz ta negatywna energia po twarzy, az ci sie nie chce zyc 😛
jak Cię z pracy wywalają to też mówią że jesteś świetnym pracownikiem i że muszą to zrobić bo się u nich marnujesz. że referencję dostaniesz najlepsze ..co nie do końca jest prawdą, bo Anglicy są strasznie dwulicowi.. jedno mówią a drugie robią. nie jest powiedziane że znajdziesz pracę z tymi referencjami 😀
„Przy okazji wychodzi na jaw, że 90% populacji świata to Polacy: , hahaha, dobre! 🙂
Pod ten setny wpis: cheers! 😉
Gratulacje z powodu pierwszej 100-ki! :)) I niech kolejne przybywają :))
Jesteś dobrym obserwatorem i przede wszystkim szybko uczysz się od życia 😉 Mówi się, że podróże kształcą i to widać, Volfee 🙂 Tak sobie myślę, że chyba najtrudniejszą rzeczą dla mnie byłoby spakować się i przenieść na drugi kraniec kraju, bo tam jest dobra praca. Strasznie jestem zasiedziała i wrośnięta w miejsce.. Wiem, to niedobre, bo nie warto się za bardzo przyzwyczajać, ale ja to już jak stare drzewo..;)
A mówią, że amerykanie to głupole 🙂
haha nie wszyscy.. tak samo jak angole – nie wszyscy, ale zdecydowana większość 🙂
Szkoda, że Polacy na siłę starają się znaleźć to co nas dzieli 🙂
gratulacje 100:)
Gratulacje z okazji pełnej setki 🙂
Ten ostatni punkt to w Polsce chętnie stosuje starsze babcie. Usiądzie koło ciebie na przystanku i od razu się dowiadujesz kto kogo w jej rodzinie zdradza, na co choruje ona i mąż, jakie mają problemy finansowe, etc, etc 🙂
Gratulacje i życzenia następnych… setek! Amerykańskie rady fajne i dla mnie oczywiste, ale niestety nie dla wszystkich tu i teraz.
Niestety, uwielbiam wygrywać. Zawsze z przyjemnością można później pogratulować przegranemu… No i oczywistym jest fakt, że Amerykanie są trochę fałszywi. Przecież w dużej części to jednak Niemcy.
Sabatówka życzy kolejnej setki wpisów. Dobrze się Ciebie Volfee czyta.
sporo w tym prawdy 🙂
Kolejnej setki, życzę :)))
Punkt 5: Amerykanie zawsze jak powiesz, skąd pochodzisz, to prócz wynajdywania podobieństw (oooo… moja „matka/koleżanka/szefowa/szwagrowa/listonoszka”…) stwierdzają, że znają miejsce, w którym mieszkasz: „oooo! POLAND! It’s the city closed to Canada, yeah?” 🙂
Bardzo dobry wpis i trafne uwagi.Co do jachtu, to nie wiem, ale w sumie ma to sens:-)
Generalnie mam podobne obserwacje, ludzie są uśmiechnięci i dość uczynni.
Acha, życzę kolejnej setki 🙂
Dzięki za post. Przyłączam się do życzeń, no i punkt ostatni mam do przetrenowania.
PS. Nie z mojej winy padł blog, którego pisałam, a którego czytałeś. Ale jest, jest już nowy,,,
Uściski.
A gdzie ty zniknąłeś? Podróżujesz?
Japonia
W takim razie czekamy na relację prosto z Japonii!
Gratuluję setki!!! 🙂
A wiesz, czego ja się od nich nauczyłam?
Cieszyć się chwilą, pięknem natury, tym co się ma.
Tylko tyla, albo aż tyle 🙂
Wciąż Japonia? Czekasz do wiosny z kwitnącymi wiśniami? Pozdrowienia i gratulacje z okazji 100!
W Szczecinie zakwitła wiśnia japońska, więc temat można kontynuować.
Pozdrawiam
puk puk, gdzie się Volfee podziewa???
Volfee, co tam u Ciebie? Ja też miewam spore przerwy na blogu, ale tak na kilka miesięcy nas porzucić???….
8 rzeczy, których nauczyłem się od Amerykanów:
Numer 8 – nie pozostawia sie bloga ot tak bez pozegnania
Im dużej nie piszę tym lepsze mam statystyki! Także do zobaczenia, wrócę jak będę sławny.
Szkoda, że już nie piszesz… Ciekawe czy bywasz jeszcze na swoim blogu.
Taa. Czasem zaglądam czy ktoś mnie tu nie obraża.
ale zaglądasz, czy pisać też zamierzasz? 🙂 Pozdro!
Nie no, pisać już nie bede, chociaż od czasu do czasu nachodzi mnie chęć by coś skrobnąć. Bogu dzięki, nauczyłem się walczyć ze słabościami.
dlaczego nie piszesz? To może skorzystasz z mojego zaproszenia, znaczy… Po linku (nie mylić z winkiem) trafić nie trudno. Postów jest mało (nie ma to nic wspólnego z postem) Nie walcz ze słabościami, daj się podnieść, ponieść. 🙂
Pozdrawiamy bardzo serdecznie.
Hej, dziś odkryłam Twojego bloga!
Masz świetny styl. Nieprzeciążające objętościowe teksty, a zmuszające do myślenia. Błyskotliwe spostrzeżenia o otaczającym Cię świecie!!
Nie piszesz, ale drażnisz ludzi, że jesteś w Japonii!
Człowieku. mógłbyś chociaż raz na miesiąc rzucić kość-post wygłodniałym czytelnikom, za którego i ja już się uważam! A jeszcze dużo do przeczytania mi zostało! Na tą stronę zaglądać będę z przyjemnością, a jest ich tylko kilka w moim wirtualnym życiu.
Pomyśl o powrocie dla ludzi, którzy Cię nie znają, a cenią 🙂
Gdziekolwiek jesteś… pozdrawiam serdecznie
Estera
A wpisałam w google „Amerykańskie chipsy są nie smaczne” i znalazłam twoją stronę 😀 Właśnie jadłam takie, co smakowały jak ocet i stary szczypior. Ja nie wiem kto to wymyśla.
Masz styl pisania typu stand-up, bardzo dobrze się czyta twoje wpisy i często przy tym śmieje.
Pozdrawiam. 🙂
Fajny tekst, pełen informacji, podanych z… wdziękiem. Dlaczego nie ma nowych Twoich wpisów Wilku?
od siebie dodam że białe zęby nie mają żadnego związku z nićmi dentystycznymi i płynami do płukania 🙂 to trochę tak jakbyś twierdziła że auto jest dlatego czyste bo ktoś używa dobrego oleju do silnika